W Muzeum Regionalnym im. S. Sankowskiego odbyła się dziś promocja albumu pt. „Nieznane perły Radomska”. Jest to publikacja, w której znajdują się zdjęcia autorstwa studentów Radomszczańskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku (tego, który działa przy Społecznej Akademii Nauk). Z kolei teksty opisujące zabytki przygotowały doktorantki Dorota Chmielewska oraz Justyna Drozdek. Zapewne w najbliższym czasie odniosę się do merytorycznej zawartości albumu, a tymczasem napiszę kilka słów o dzisiejszym spotkaniu, którego organizatorem była Fundacja Aktywne Centrum Edukacji Uniwersytet Otwarty dla każdego, zajmująca się głównie prowadzeniem jednego z dwóch radomszczańskich Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Ta informacja jest istotna, aby nie wiązać czwartkowego wydarzenia z drugą podobną instytucją działającą w mieście.
Po prezentacji albumu nastąpił moment, na który czekała cała, wypełniona po brzegi galeria. Książkę można było otrzymać u dwóch pań, które siedziały przy stoliku tuż obok wejścia do głównego pomieszczenia. Okazało się, że albumy rozdawane są tylko za okazaniem specjalnego zaproszenia, które w chwili odbioru książki było zabierane (przychodzi mi na myśl system, który już kiedyś w Polsce funkcjonował i polegał właśnie na wymianie małych kartek na różne towary…). Co istotne – panie przy stoliku informowały, że w pierwszej kolejności książki zostaną rozdane osobom z zaproszeniami, a dopiero potem – osobom bez zaproszeń, i że każdy w końcu otrzyma ten album. Tłum z mniejszą lub większą cierpliwością czekał na swój egzemplarz. Nastąpił chaos, przepychanie, a nawet niemiłe słowa. Niektóre osoby posiadające zaproszenia przepraszały resztę tłumu za swoje pierwszeństwo, gdy były wręcz wzywane do stolika… Pewnie głupio się czuły, gdy panie rozdające krzyczały przez tłum „proszę pana, proszę pana, niech pan podejdzie!!! Niech pan odbierze książkę!!! Proszę zrobić przejście!!!”. W pewnym momencie panie zorientowały się, że nie mają odpowiedniej liczby albumów, ale było już za późno. Nerwowo jedna z rozdających pań powiedziała do osoby odbierającej książkę z ramienia Polskiego Towarzystwa Historycznego: „ilu was jeszcze tu przyjdzie?!”. Czy można to nazwać chamstwem? Jakieś niesnaski wynikły nawet między paniami rozdającymi a jedną z autorek tekstów zamieszczonych w albumie. Chodziło tylko o jeden egzemplarz książki, którą autorka chciała otrzymać dla kogoś bliskiego. Problem dla rozdających był na tyle poważny, że doszło niemal do kłótni. Przykre… Nie dziwię się osobom, które z niecierpliwością czekały na otrzymanie książki. W mediach (także na moim blogu, tutaj) pojawiła się przecież informacja o tym, że w muzeum odbędzie się promocja albumu. Przyjść mógł więc każdy. Nawet jeśli książka nie byłaby bezpłatna, to sporo osób spoza ściśle określonego, imiennie zaproszonego grona mogłoby ją przecież kupić. Tak się przecież dzieje na podobnych promocjach organizowanych w muzeum (czy gdziekolwiek indziej).
Obiekt pożądania
P.S. Udało mi się zdobyć książkę, mimo że nie miałem zaproszenia. Wykorzystałem (pierwszy i mam nadzieję ostatni raz) fakt, że jestem członkiem Rady Muzeum. Podobnie, powołując się na różne instytucje, wszystkich świętych i Bóg wie kogo jeszcze, postąpiło jeszcze kilka osób. To była jedyna szansa na otrzymanie albumu. Nie można było go nawet kupić, co rozumiem, bo publikacja powstała z dotacji przyznanej przez samorząd. 100 egzemplarzy (w tym jakieś 40-50 odłożonych dla samorządowców i innych mniej lub bardziej ważnych osób, których w ogóle tam nie było) to zdecydowanie za mało jak na Radomsko. Do całej sytuacji pasuje mi pewien cytat. Nie pamiętam już który znany polski pisarz to powiedział, ale brzmiało to mniej więcej tak: „książka wydana w nakładzie mniejszym niż 250 egzemplarzy tak naprawdę nie została wydana”.
Zobacz podobne artykuły:
Zobacz podobne artykuły: