Kim był ksiądz Edmund Białecki z Piotrkowa?

W najprostszych słowach mogę napisać, że Edmund Białecki z Piotrkowa był jednym z tych nielicznych księży katolickich, którzy niechlubnie zapisali się na polskich kartach II wojny światowej. Kolaborował z niemieckim okupantem i słusznie skazany został na karę śmierci. Szukając wiadomości o jego życiu, znalazłem i tę o jego śmierci. Przybliżając sylwetkę księdza, spróbuję więc uwydatnić motywy jego działania, a także sprzeczności moralne czy też rozdarcia wewnętrzne jakie mogły targać nim od młodzieńczych lat.

Zdjęcie ks. Edmunda Białeckiego. Przedruk z: http://www.swzygmunt.knc.pl/MARTY- ROLOGIUM/POLISHRELIGIOUS/vPOLISH/HTMs/POLISHRELIGIOUSmartyr0111.htm

Edmund Hubert Białecki urodził się 24 października 1902 r. w Briesen w Cesarstwie Niemieckim jako syn Filipa i Anny z Laskowskich. Miał ośmioro rodzeństwa. Rodzina przynależała do miejscowej fary św. św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza. Ojciec Filip należał do znaczących obywateli miasta, prowadził sklepy bławatne, był producentem odzieży. Gdy Edmund dorastał wraz z rodzeństwem, ojciec piastował już godności radcy magistratu, radnego miejskiego i wiceburmistrza. Gdy na mocy traktatu wersalskiego z 28 czerwca 1919 r. część Pomorza przyznano Polsce, nazwę miasta Briesen przemianowano na Wąbrzeźno. Wąbrzeźno znalazło się odtąd w granicach nowej, odrodzonej Polski, a i wizytę gen. Józefa Hallera w mieście przyjmował w styczniu 1920 r. oddelegowany wiceburmistrz Filip Białecki. Odtąd następowała na tym obszarze stopniowa polonizacja części Niemców, a młody Edmund był świadkiem narodzin Drugiej Rzeczpospolitej.

Filip Białecki z rodziną. Na krześle siedzi Edmund. Przedruk z: https://www.obserwatortorunski.pl/2015/02/filipa-biaeckiego-przypadki-1504.html

Jako jedyny spośród rodzeństwa postanowił wybrać drogę kapłańską i rozpoczął studia seminaryjne w niedalekim Pelplinie. Z niewiadomych przyczyn naukę tę przeniósł do Seminarium Duchownego w Łodzi i tam ją ukończył w 1932 r. Tego samego roku w kościele katedralnym uzyskał święcenia kapłańskie z rąk pierwszego bp. Wincentego Tymienieckiego i tym samym został kapłanem diecezji łódzkiej. Ks. Białecki wyznaczony został na pierwszą placówkę w Konstantynowie Łódzkim, którą kierował proboszcz ks. Zygmunt Knapski. I tu miał pierwsze wyraźne zasługi. W parafii Narodzenia NMP pełnił funkcję wikariusza i zarazem prefekta Szkoły Powszechnej nr 1 dla dzieci polskich przy ul. Zgierskiej (szkoła nr 2 była dla dzieci niemieckich). Prócz nauczania religii, wśród miejscowej młodzieży prowadził szerszą działalność wychowawczo-oświatową. Owocem tej pracy było zainicjowanie przez niego w 1933 r. Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej Męskiej (w roku następnym przemianowane na Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej), którego idea od początku opierała się na haśle „Budujmy Polskę Chrystusową”.

W 1934 r. Białecki został powołany na wikariat parafii św. Antoniego z Padwy w Łodzi, oddziałującej swoją działalnością na dzielnice Radogoszcz i Bałuty. Drugim wikariuszem był ks. Teofil Mielczarski, proboszczem zaś ks. Roman Rajchert. Białecki był równocześnie prefektem szkół powszechnych oraz miejskich szkół dokształcających i zawodowych wieczorowych, w tym niemieckich, ponieważ skupisko mniejszości niemieckiej było wówczas w Łodzi dość znaczne. Miał przy tym ścisły związek z parafią Podwyższenia Świętego Krzyża przy ul. Sienkiewicza, przy której sprawował opiekę nad niemieckimi katolikami zrzeszonymi w „Verein Deutschsprechender Katholiken” (tylko przy tej parafii było tam pół tysiąca członków). W tych działaniach wspierany był przez bardziej doświadczonych księży: Jana Joachimowskiego, Michała Krysiaka, Leona Rychtera czy Maxa Heymanna. Stąd można sądzić, że wtedy ks. Białecki przyjął postawę proniemiecką, choć w chwili wybuchu II wojny światowej w 1939 r. postawa ta obciążona została nieuniknionym wewnętrznym dylematem, jakim był czynnik tożsamości narodowościowej.

Niemcy z Łodzi witają hitlerowskim pozdrowieniem niemiecką kawalerię w 1939 roku. Licencja zdjęcia: domena publiczna. Źródło: Imperial War Museum id: MH 13110

Następnie, jako sprawny kapłan i organizator, skierowany został przez Kurię biskupią do posługi wśród Piotrkowian. I tak też w latach 1940-1944 ks. Białecki sprawował posługę wikariusza (był rezydentem) parafii św. Jakuba Apostoła w Piotrkowie Trybunalskim. Równocześnie pełnił funkcję kapelana niemieckiego więzienia. Wśród więzionych Polaków winien był dodawać otuchę i roztoczyć szczerą opieką duchową. Ale tak nie było, gdyż „więźniowie polityczni, którzy spowiadali się u Białeckiego, po dwóch lub trzech dniach byli przewożeni do Gestapo i tam brutalnie przesłuchiwani na okoliczności, na które byli naprowadzani podczas spowiedzi”. W następstwie nieustannego donosicielstwa cierpiało wielu niewinnych Polaków. Były też zagrożeniem dla polskiego ruchu oporu.

Wyznaczenie księdza przez okupanta do spowiadania więźniów nasuwało z czasem kontrwywiadowi Armii Krajowej podejrzenia o współpracę kapelana z Gestapo. Po potwierdzeniu zarzutów specjalny sąd wojskowy w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej wydał wyrok śmierci. Z rozkazu dowódcy I Kompanii „Wicher” przynależącej do 25 pułku piechoty Armii Krajowej wyznaczono do likwidacji księdza trzech osobników sprowadzonych z oddziału stacjonującego w Barkowicach Mokrych pod Sulejowem. Dnia 2 sierpnia 1944 r. w samo południe partyzanci przybyli pod plebanię piotrkowskiej fary. Jak wspominał Adam Olasik: „Przed godziną dwunastą zapukali do drzwi plebanii, gdzie mieszkał Białecki. Drzwi zamknięte na łańcuch uchyliła starsza pani. Wykonawcy oświadczyli, że przyszli w sprawie ślubu. Otrzymali odpowiedź, że księdza nie ma, a będzie za jakieś pół godziny. Wyszli na ulicę i obserwowali plebanię. Po upływie około godziny zauważyli idącego Białeckiego, który wszedł na plebanię. Udali się za nim, zapukali do drzwi i gdy Białecki je uchylił na odstęp zamkniętego łańcucha, zapytali czy ksiądz Białecki. Otrzymali potwierdzenie i wtedy oznajmili, że przyszli w sprawie ślubu i proszą o otworzenie drzwi. Białecki zwlekał i na otwarcie się nie zanosiło. Widząc to „Laval” błyskawicznie wyjął pistolet i strzelił do Białeckiego trafiając go w głowę, który osunął się na podłogę, a wykonawcy wycofali się”. Według innych wzmianek miało to miejsce w drzwiach samego kościoła, gdzie na jego ciele położono kartkę z wyrokiem.

Plebania parafii św. Jakuba w Piotrkowie od strony ulicy Garncarskiej w 2018 r. Źródło: https://fotopolska.eu/ Piotrkow_Trybunalski/b296499,Plebania_parafii_sw_Jakuba.html

W podsumowaniu czynu ks. Białeckiego mogę podkreślić, że negował, opuścił tak ważną w trudnych chwilach sprawę polską. Był winny zarzucanych mu czynów, a jego kolaborancka, czy może nawet kolaboracjonistyczna postawa miała swoje podłoże w sympatii dla Niemiec. Z punktu widzenia Polaków nie zajął sprawiedliwego stanowiska wobec dwóch narodowości, bo wysługę narodowi niemieckiemu widocznie uważał za moralny obowiązek. Dotyczyło to zresztą nie tylko jego, ale też wielu obywateli cywilnych, w rzadkich przypadkach księży, jak choćby kontrowersyjnego ks. Szczepana Murasa, Górnoślązaka, proboszcza parafii lipnickiej w diecezji krakowskiej. Niemniej współpraca Białeckiego z hitlerowskimi Niemcami w warunkach okupacji była sprzeczna z wartościami chrześcijańskimi i narodowymi, które uosabiał Kościół katolicki w Polsce. Były to przecież te same wartości, które wyznawane były przez jego diecezję, parafię, parafian i pozostałych współobywateli z którymi stykał się na co dzień. A nie trzeba przypominać, że ideom tym swoją posługą zawierzył on sam. Jakże odmienną, bo propolską postawę przyjęli wtedy księża niemieccy ze Śląska, wśród których wyróżniał się zwłaszcza ks. Karol Hahne. Ten np. na pozdrowienia oficerów Wehrmachtu „Heil Hitler” zwykł odpowiadać „Dzień dobry”, ale to i tak tylko do momentu aresztowania go przez Gestapo. Przykładów księży narodowości niemieckiej wspierających naród polski było wiele, szkodzących naprawdę niewiele, dlatego też godne potępienia pozostać muszą czyny osoby księdza z Piotrkowa, tym bardziej że był formalnie ostrzegany.

Po wykonaniu wyroku na Białeckim i na pozostałych agentach, trzej partyzanci o pseudonimach „Borowski” (Jan Czciński), „Laval” (Stanisław Olejnik) i „Bill” (Franciszek Worach) udali się na wyznaczony punkt kontaktowy złożyć meldunek. Ppor. Henryk Krzyżański ps. „Stefan” zapytał wówczas kto strzelał do Białeckiego, na co odpowiedział „Laval”, ponieważ okazało się, że „Białecki egzekucję przeżył i przewieziony został przez Niemców do szpitala Wehrmachtu w Radomsku”. Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna, bo mogło to pociągnąć za sobą kolejne konsekwencje i zapewne pociągnęło, ale smutny koniec życia ks. Białeckiego nastąpił następnego dnia. Zmarł podczas operacji głowy we wspomnianym szpitalu przy ul. Staszica. Złożony został na Cmentarzu Starym w Radomsku, gdzie do dziś pozostaje zachowany jego nagrobek. Znajduje się na nim inskrypcja z treścią: Ś † P / KSIĄDZ / EDMUND / BIAŁECKI / z PIOTRKOWA / ŻYŁ LAT 41 / ZM. DN. 3. 8. 1944 R. / POKÓJ JEGO DUSZY.

Nagrobek ks. Edmunda Białeckiego na Starym Cmentarzu w Radomsku, fot. T. Kuźnicki

Nazwisko ks. Edmunda Białeckiego wpisane zostało do „Białej Księgi” – Martyrologium Duchowieństwa Polskiego, bo pamiętać należy, że ksiądz również stał się ofiarą II wojny światowej i polityki niemieckich władz okupacyjnych. W 2019 r. przywołano jego pamięć w Kalendarzu Liturgicznym Archidiecezji Łódzkiej.

Korzystałem m. in. z publikacji: Marek Budziarek, Inni wśród swoich. Niemieccy katolicy w Łodzi 1918-1939, „Przegląd Powszechny” 2001, nr 9; Adam Olasik, Wspomnienia komendanta obwodu piotrkowskiego Armii Krajowej, cz. I, Piotrków Trybunalski 1990.

892 razy oglądano od początku 3 razy oglądano dzisiaj