I cyk, 50 (a nawet więcej) kilometrów w Pieszym Maratonie Niepodległości 2021

W sobotę 13 listopada 2021 roku przeszedłem ponad 50 kilometrów w IX edycji Pieszego Maratonu Niepodległości. To jedna z najciekawszych imprez turystycznych tego typu w naszym powiecie i okolicach, przeznaczona dla szerokiego grona osób i świetnie zorganizowana.

Maraton Niepodległości to impreza o charakterze wyczynowym, ale przygotowana przede wszystkim z myślą o miłośnikach pieszych wycieczek o średnim przygotowaniu kondycyjnym. Maraton nie jest wyścigiem pomiędzy uczestnikami, a jedynie formą uczczenia kolejnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę. Celem maratonu jest również praca nad swoim charakterem, pokonywaniem granicy swoich możliwości fizycznych i psychicznych, a przede wszystkim miłym spędzeniem kilkunastu godzin w gronie znajomych, a jeśli ktoś lubi to samotnie, bo można i tak. Jak co roku, dla uczestników przygotowano trzy trasy o długości 50, 75 i 100 km, dla których wyznaczono limit czasowy (odpowiednio: 12, 18 i 24 godziny). Ja świadomie wybrałem dystans 50 kilometrów, ponieważ dwa dni wcześniej brałem udział w podobnej inicjatywie, w Wirtualnym Rajdzie Pieszym Szlakiem Partyzanckim. Ponadto w poprzednich latach po Pieszym Maratonie Niepodległości musiałem po weekendzie odpoczywać w domu i nie mogłem iść do pracy ze względu na duże odciski, a teraz chciałem jednak tego uniknąć. Na co dzień dużo chodzę, ale specjalnych przygotowań nie robiłem. Trasę pokonywałem razem z Kariną.

Radomsko, na tym odcinku wszyscy szli jeszcze razem. Z każdym kilometrem grupki i pojedyncze osoby oddalały się od siebie. Fot. FB Pieszy Maraton Niepodległości

Bezpośrednio przed maratonem należało stawić się w siedzibie Hufca ZHP Radomsko, aby odebrać pakiet startowy – numer, mapę, identyfikator i kilka gadżetów. Następnie całą grupą udaliśmy się pod pomnik Grób Nieznanego Żołnierza przy ul. Narutowicza. Oddaliśmy hołd bohaterom a o godz. 8 nastąpił start imprezy. Jak już wspomniałem, wybrałem dystans 50 kilometrów, ale taka deklaracja nie była wiążąca – jeśli w trakcie okazałoby się, że mam chęć i przede wszystkim siły na dalszą wędrówkę – mógłbym ją kontynuować. Trasa po 50 kilometrze wiodła tą samą drogą, więc jeśli chodzi o widoki, to nic bym nie stracił, zresztą i tak wędrówka na kolejne dystanse odbywałaby się nocą, gdzie ta widoczność jest mocno ograniczona. Z Radomska przez Suchą Wieś, Brylisko i znów Suchą Wieś dotarliśmy do Grzebienia, gdzie znajdował się pierwszy punkt kontrolny. Na każdym z takich punktów zbiera się pieczęcie, a właściwie kasuje się kartę startową uczestnika. Dzięki temu organizatorzy wiedzą czy ktoś pojawił się na danym odcinku.

Orzechów. Trasa przebiegała czasem asfaltówką, ale w większości były to drogi leśne. Fot. Paweł Dudek

Następnie znów weszliśmy w las, przeszliśmy obok kapliczki ze Świętym Janem Nepomucenem i weszliśmy do Orzechowa przechodząc koło starego dębu, potem do Posadówki i znaleźliśmy się na obrzeżach Dmenina. Kolejny punkt kontrolny mieścił się na Wapiennikach. Zjedliśmy po burgerze, a gorąca herbata smakowała pysznie! W ogóle prowiant jest niesamowicie ważną sprawą. Przygotowaliśmy sobie po dwa termosy z herbatą i cytryną, jeden ok. 1-litrowy, a drugi 0,33 l, po jednym wspomnianym burgerze w wersji wegańskiej z kotletem warzywnym, po dwa banany, batoniki i wafelki (duży Snickers, Prince Polo, Knoppers), musy owocowe i cukierki mentolowe. Z pewnością nie jest to idealny zestaw dla wyczynowego sportowca, ale dla nas, na taki dystans wystarczający. Dobry czas operacyjny zmotywował nas do dalszej wędrówki. Przeszliśmy przez Zakrzew. Po odejściu od drogi głównej i minięciu terenów dworskich w tej miejscowości znalazłem się w nieznanych mi dotąd okolicach. Odcinek ten był całkiem długi, to zalesiony teren w gminie Kodrąb. Po wyjściu z lasu czekał na nas kolejny punkt kontrolny, tym razem w Klizinie. Okazało się, że cały czas znajdujemy się w czołówce maszerujących. To dobra wiadomość, ale czasem zgubna, bo 10, 20 czy nawet 30 kilometrów (Klizin) dla przeciętnego człowieka nie powinno być żadnym wyczynem. Problemy pojawiają się z pokonywaniem kolejnych kilometrów. Byliśmy tego świadomi, bo w Pieszym Maratonie Niepodległości bierzemy już udział po raz trzeci (Karina) i czwarty (ja), jakieś tam doświadczenie w tej specyficznej aktywności mamy.

Klizin, a więc ok. 30 km za nami, a wyglądamy jakby to było co najmniej 100. Fot. FB Pieszy Maraton Niepodległości

Wola Kotkowska, już poza naszym powiatem. Fot. Paweł Dudek

Kapliczka przy polnej drodze przed Borzęcinem. Fot. Paweł Dudek

Jeszcze kilkaset metrów i czwarty punkt kontrolny. Fot. Paweł Dudek

Z trzeciego punku kontrolnego weszliśmy w drogę leśną, skierowaną na północ. Przekroczyliśmy nawet granice naszego powiatu, udaliśmy się w stronę Woli Kotkowskiej i Borzęcina. To nieznane mi dotąd miejsca. Na teren naszego powiatu weszliśmy od strony Chrzanowic. We wsi znajdował się czwarty punkt kontrolny. Na każdym z punktów do tej pory spędzaliśmy po kilka minut, żeby coś zjeść, napić się czegoś ciepłego. Tak też było tym razem. Nogi dawały już o sobie znać, czułem też odciski. Przed godziną 16 zaczęło się ściemniać, więc założyliśmy sobie opaski odblaskowe, a ja ponadto latarkę czołową. Muszę pochwalić organizatorów, bo oprócz tego, że każdy uczestnik dostał mapę, to na trasie, co kilkadziesiąt lub kilkaset metrów rozwieszone były odblaskowe taśmy. Gdy tylko padało na nie światło latarki, świeciły z daleka wyznaczając kierunek, w którym należy iść. Z Chrzanowic poszliśmy do Pudzikowa, a stamtąd przez skraj łąki weszliśmy do całkowicie ciemnego, listopadowego lasu. Odcinek był całkiem długi, prowadził w kierunku południowym aby przed samymi Kocierzowami skręcić na zachód, a potem na północ, przez Hucisko do Kamieńska. W Kamieńsku przeszliśmy przez przejazd kolejowy a następnie po około dwóch kilometrach marszu przez miasto, weszliśmy do Domu Ludowego. Była to dla nas meta. Jak usłyszeliśmy od organizatorów, to nawet więcej niż 50 kilometrów. W każdym razie nasz czas przejścia wyniósł 9 godzin 42 minuty, a więc mieliśmy w zapasie grubo ponad dwie godziny. Uważam to za niezły wynik! W Domu Ludowym zjedliśmy pyszny żurek! Panie z Koła Gospodyń Wiejskich z Barczkowic gotują wyśmienicie!

Pyszny żurek! Fot. Paweł Dudek

Karina na mecie. Fot. Paweł Dudek

I ja na mecie. Fot. KW

Screen z aplikacji Polar Flow z mojego zegarka sportowego. Pokazana jest tu cała aktywność w dniu 13 listopada 2021 r., więc liczby są nieco wyższe

Przebyta trasa na Google Maps

Następnego dnia pod pomnikiem Grobem Nieznanego Żołnierza nastąpiło wręczenie dyplomów oraz medali. Cztery osoby przeszły aż 100 kilometrów. Kto wie, może za rok dane mi będzie pokonać ten dystans, zwłaszcza, że będzie to dziesiąta edycja tej imprezy. W 2017 roku przeszedłem 100 km, w 2018 – 75 km, w 2019 znów 100 km, w 2020 roku maraton nie odbył się ze względu na pandemię. Organizatorami maratonu byli członkowie XV „Błękitnego” Szczepu, którzy wspierani byli przez liczne instytucje i osoby prywatne. Bardzo dobra robota!

Medal, dyplom i numer startowy. Fot. Paweł Dudek

517 razy oglądano od początku 1 razy oglądano dzisiaj